Teaching with objects logo

Dlaczego uczniowie powinni poznawać obiekty muzealne wszystkimi zmysłami?

Co staramy się zachować?

Frank van den Boom

12 kwietnia, 2024

Rzeczy, które mówią, Den Haag

Language icon

This article is originally written in English and automatically translated by DeepL AI.

Jestem magistrem klasyki i literatury. Jestem przeszkolony, by rozumieć teksty. Ale jest coś więcej niż tekst, a także coś więcej niż rozumienie. Od czasu mojej pracy dla Things That Talk stałem się coraz bardziej świadomy szczególnej i skomplikowanej fizycznej relacji między nami, ludźmi, a przedmiotami. W tej opinii zastanawiam się na głos: jeśli przedmioty nabierają dla nas znaczenia poprzez doznania zmysłowe, to czy nie powinno być więcej okazji dla uczniów do poznawania obiektów muzealnych również poprzez dotyk? Czy powinno to być nawet prawem? Co tak naprawdę chronimy, trzymając obiekty muzealne, stworzone do dotykania, z dala od naszych rąk?

Na Wereldmuseum w Lejdzie leżą dwa piękne maoryskie waka, rodzaj kajaka, który jest kluczowy dla tożsamości kultury maoryskiej. Waka nie zostały "nabyte" przez muzeum; są tam wypożyczone, a zakres wypożyczenia zależy od tego, czy łodzie są odpowiednio szanowane i zadbane. Jednak opieka ta nie wymaga zwykłej gabloty ochronnej, z dala od naturalnych elementów lub tłustych rąk. Nie, waka muszą być trzymane na zewnątrz i pozostawać w użyciu: raz w roku waka są zabierane na wodę na ceremonialną przejażdżkę, aby utrzymać waka przy życiu. Te przedmioty ożywają, ponieważ pozostają w kontakcie ze światem fizycznym, z surową pogodą i ludzkimi rękami.

Kosztem doświadczenia

Waka w Wereldmuseum skłoniła mnie do refleksji: co tak naprawdę chronimy, gdy mówimy o funkcji konserwatorskiej muzeów i instytutów dziedzictwa? Większość obiektów historycznych, które uważamy za godne wystawienia w muzeum, jest przechowywana w wysoce ochronnych skrzyniach, aby zapobiec uszkodzeniu lub zniszczeniu. Często zapominamy, że odbywa się to kosztem doświadczania obiektów w sposób bardziej intymny i zmysłowy niż tylko wizualny. Nie czujemy ciężaru przedmiotu, nie wiemy, jak brzmi, gdy go dotykamy, ani jak pachnie. Powszechnym argumentem jest to, że im bardziej ludzkie ciało wchodzi w interakcję z obiektem, tym bardziej obiekt ulega zniszczeniu. Dlatego muzea, edukatorzy i konserwatorzy upewniają się, że publiczność jest w stanie zbliżyć się do obiektu tylko w takim stopniu, w jakim nie zostanie on uszkodzony. Ale zachowując fizyczny stan obiektu, tracimy tak wiele, co obiekt ma do zaoferowania. Maorysi rozumieją moc, jaką mają nad nimi ich przedmioty; waka nie mogą być "zachowane" w zwykły sposób, ich moc umarłaby, gdyby tak się stało, a fakt, że fizycznie się pogarszają, jest tak samo częścią tej mocy. Czy inne historyczne artefakty, które wystawiamy w muzeach, nie mają podobnej mocy? Czy nie powinniśmy pozwolić im pokazać tych mocy w taki sam sposób jak waka?

Moje usta teraz i jego 400 lat temu 

W styczniu 2024 roku przedstawiono mi konchę. Koncha, wraz z edukatorem, Fresco Sam-Sin, który już znał obiekt, miała opowiedzieć mi historię. Wręczono mi konchę i byłem zaskoczony jej wagą, a także gładką jak marmur powierzchnią. Spodziewałem się, że będzie znacznie lżejsza i bardziej szorstka, jak pusta muszla. Przytknąłem jej duży otwór do ucha, myślałem, że "usłyszę ocean" - sam dorastałem nad morzem, tak zwykle robiliśmy z podobnie wyglądającymi muszlami. Wtedy zauważyłem znacznie mniejszy otwór na czubku muszli. Sam-Sin opowiedział mi o tym. Był to otwór, w który można było dmuchać, a koncha wydawała przeszywająco twardy dźwięk przypominający róg. 

>

Była używana przez mandżurskich generałów prawie 400 lat temu do ostrzegania ich legionów przed zbliżającym się wrogiem. Trzymając konchę, gdy mi to powiedziano, nie tylko poczułem jej fizyczny ciężar, ale także wyczułem jej historyczny bagaż. Następnie pozwolono mi dmuchnąć w konchę. To było bardzo imponujące. Na początku nie potrafiłem zacisnąć ust we właściwy sposób, aby wydobyć dźwięk konchy. Ale po kilku próbach koncha ryknęła dla mnie, pięknie i zniechęcająco. Mimo że wiem bardzo niewiele o historii Chin, nie mówiąc już o historii Mandżurów, poczułem się o wiele bardziej zaangażowany w konchę, ponieważ wiem, że dzieliłem doświadczenie, bardzo naładowane i dźwiękowe doświadczenie, z mandżurskim generałem, który również dmuchał w konchę - moje usta, oddech i ślina dotknęły tego, co jego wtedy. Wydałem dźwięk, który on wtedy wydał. Koncha zaoferowała mi historię, której nigdy nie mogłaby mi zaoferować zza szklanych szyb.

Może być zaskakujące, że w ten sposób obchodziłem się z tak cennym historycznie przedmiotem. Na początku też byłem zaskoczony. Gdybyśmy pozwolili studentom i grupom wycieczkowym dmuchać w tę konchę w celach edukacyjnych, to po kilku dekadach nie byłoby żadnej konchy, o której można by się uczyć. Czy Sam-Sin i ja nie powinniśmy być bardziej ostrożni? Przy większej dbałości o fizyczne zachowanie obiektu - nie dotykając go, a na pewno nie dmuchając w niego - przyszłe pokolenia będą mogły również wchodzić z nim w interakcję, choć będzie to interakcja rozcieńczona poprzez gablotę muzealną. Ich przyszłe pokolenia również będą musiały wchodzić z nim w interakcje, w ten sam ograniczony sposób. Fizycznie zachowując konchę dla przyszłych pokoleń, nie zachowujemy zakorzenionej relacji słuchowej, dotykowej i praktycznej, jaką z nią mamy. Nie, zamieniamy tę relację na statyczny obraz, na który możemy tylko patrzeć - obraz, którego utraty rozpaczliwie się obawiamy. To dziwne uczucie. Nie zachowujemy sensorycznych i doświadczalnych historii związanych z obiektem, zachowujemy konkretną ideę samego zachowania.

Obsesja na punkcie ludzkich danych

Ta idea ochrony jest pełna obaw i dotyczy dwóch domniemanych beneficjentów. O pierwszym już wspomniałem: przyszli ludzie. Bardzo martwimy się, że wiedza, którą posiadamy teraz, nie zostanie udostępniona przyszłym pokoleniom. Zachowujemy bazy danych warte boiska do piłki nożnej, zawierające informacje na każdy możliwy temat. Prawdopodobnie istnieje więcej obiektów muzealnych, w których wystawiana jest podróbka, niż nam wiadomo, podczas gdy prawdziwy obiekt jest przechowywany nawet z dala od ludzkiego wzroku. Mamy obsesję na punkcie pozbawiania pracy przyszłych archeologów. Siłą napędową tego rodzaju ochrony jest nasz silnie zwiększony strach przed niewiedzą.

Uważamy, że mamy prawo wiedzieć i naszym obowiązkiem jest zachowanie tego prawa. Zapominamy jednak, że "wiedza" nie obejmuje wszystkich rodzajów wiedzy gromadzonej przez ludzi. Ochrona ta uprzywilejowuje rodzaj wiedzy opartej na danych - "surowych" bitach informacji, które można kodować, przechowywać i łatwo przenosić. Oczywiście zza szklanych szyb moglibyśmy dowiedzieć się, że koncha wydaje dźwięk i została zadęta przez mandżurskiego generała, ale przetworzylibyśmy to jako dane informacyjne - nawet sam dźwięk moglibyśmy nagrać jako dane informacyjne do późniejszego odtworzenia. Zapominamy jednak, że istnieje świat wiedzy, zmysłowej lub emocjonalnej, który wykracza daleko poza informacje. Nie możemy zakodować, nagrać ani łatwo przenieść tego, jak to jest dmuchać w tę konchę, słyszeć jej dźwięk na żywo, być dotkniętym niebezpieczeństwem, które się z tym wiąże - są to historie obiektu, których nie można zakodować ani łatwo przekazać: historie muszą zostać nam opowiedziane. Pozbawiamy siebie (i przyszłe pokolenia) tego świata wiedzy zmysłowej, obsesyjnie dbając o zachowanie informacji. Jeśli z etykiety muzealnej mamy dowiedzieć się, że koncha wydaje dźwięk, to po co nam w ogóle koncha?

Drugim beneficjentem jest często sam obiekt. Jest to widoczne w naszym użyciu słowa "opieka". Mówimy, że jesteśmy ostrożni lub traktujemy przedmiot z troską lub szacunkiem, jeśli troszczymy się o jego fizyczne zachowanie, czyli o to, by się nie zepsuł lub nie został uszkodzony. Ale dlaczego tak bardzo boimy się, że przedmiot się zepsuje? Muszla ma niewielką inwestycję w pozostanie "obiektem"; chętnie połączy się z nami w postaci wielu odłamków. Nie, nasz strach wynika z naszej własnej inwestycji w przedmiot. Możemy obawiać się, że już nigdy nie dmuchniemy w konchę. Jednak ironia tego polega właśnie na tym, że i tak nigdy tego nie robimy. Nie walczymy starożytnymi mieczami, nie uprawiamy roli starożytnymi pikami, nie gramy na starożytnych instrumentach. Trzymamy je w pudełkach, aby zachować ideę użytkowania, nigdy nie uwalniając ich do rzeczywistego użycia. I tak, gdy zachowujemy praktyczne przedmioty, zachowujemy je dla potencjalnego praktycznego zastosowania, wraz z obawą, że rzeczywiste praktyczne zastosowanie wymaże ich przyszły potencjał. W ten sposób staliśmy się przerażająco zadowoleni z zadowalania się jedynie obserwowaniem potencjału przedmiotu. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do chodzenia do muzeum i po prostu patrzenia na praktyczny obiekt i rozważania jego zastosowania, że nie zastanawiamy się dwa razy nad popadnięciem w tę samą relację opartą na danych, którą budujemy z każdym statycznie zamkniętym obiektem muzealnym.

Transformacja jako istnienie

Czuję, że to ma sens. Tak wiele historycznych artefaktów, które uznajemy za godne pokazania, zyskuje swoją wartość właśnie ze względu na sposób, w jaki były traktowane przez dawnych ludzi. Po co pozbawiać się wiedzy o doświadczeniach przodków, która jest osadzona w tych artefaktach? Tylko po to, by pozbawić nasze przyszłe pokolenia dokładnie tego samego? Dlaczego pozbawiać przedmioty ich mocy pokazywania nam ich wiedzy? Dlaczego tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tego modus operandi , że nawet nie postrzegamy tego jako deprywacji? Dyskutując o mojej opinii z innymi studentami, jeden z nich odwrócił ją. Z pewnością niesprawiedliwe jest pozbawianie siebie i przyszłości zmysłowych doświadczeń z przedmiotami poprzez ich konserwację, ale czy nie jest równie niesprawiedliwe dla przyszłości, jeśli wykorzystamy wszystkie zmysłowe doświadczenia, jakie można mieć z przedmiotem, zanim się zepsuje? Zauważyłem, że trudno jest podać kontrargument. Czy jesteśmy samolubni i indywidualistyczni, doświadczając czegoś, czego konsekwencją jest to, że przyszłość nie może mieć takich samych doświadczeń? A może jest to część samego przedmiotu? W moim wnętrzu toczy się walka między myśleniem racjonalnym a emocjonalnym. waka ma kilka odpowiedzi.

waka już istnieje w centrum kultury, która uznaje deprywację zamknięcia obiektu w gablocie. Tak, waka prawdopodobnie w pewnym momencie ulegną zniszczeniu, będą musiały zostać naprawione lub powstaną nowe. Przyszłe pokolenia nie będą w stanie doświadczyć tego samego waka , co poprzednie pokolenia, ale to w porządku. Fakt, że obiekty fizyczne przekształcają się, jest nieodłączną częścią istnienia. Rzeczy mogą się zepsuć i stać się nowymi rzeczami, z których możemy się nauczyć tyle samo, co wcześniej. Dlaczego nie uwzględniamy tej transformatywności w naszych praktykach edukacyjnych i nie zachowujemy jej dla przyszłych pokoleń?

Frank van den Boom

The Netherlands

Designer of object based workshops for Things That Talk.

Get in touch